30 wrz 2015

Mało snu albo jesienny nastrój

Była ciężka noc, był trudny poranek, było śniadanie dla trójki (dla każdego coś innego), były nerwy przy rozczesywaniu włosów i był lekki pośpiech. 

Był plan żeby zrobić zakupy ale trzeba było wrócić do domu nakarmić psa. To miało być wejście na chwilę. Tak jak w dzieciństwie wpadało się do domu żeby się napić kompotu i krzyknąć "mamo wychodzę!". 

Smyk, który wstał przed piątą miał nieco inne plany. Pokazał palcem żeby go rozebrać, przytulił się i zanurzył w słodką drzemkę.

Po raz kolejny matka dwójki musiała zrewidować swoje plany i żeby łatwiej się pogodzić z losem, postanawia rozpieścić się kawą. Taką zwykłą rozpuszczalką, za którą nie przepada. Przecież celowo nie kupuje mielonej, bo ma odwyknąć ;)
Do rozpuszczalnej dodała miodu, mleka i kleks bitej śmietany coby sobie wyobrazić, że to pyszna kawa z ekspresu. Prawie jak u Krawca!


Miłego dnia!


8 wrz 2015

Zanim weekend nabierze rozpędu


 Lubię leniwe, weekendowe poranki. Tym bardziej, że nieczęste ;)
 





1 i 2. Kwiaty z działki i poranna kawa
3 i 4. Bardziej uzdolnieni malują
5. Bąbel spuszcza powietrze, które mama pracowicie wdmuchała do piłki.

6 wrz 2015

Edukacja

Minął czas wakacji. Na blogu będzie jeszcze wspomnienie, kilkanaście letnich kadrów.

Pierwszego września zaczął się dla Jagny czas edukacji. Jest w drugiej grupie przedszkolnej, z której pięcioro dzieci zostało (bez zapowiedzi) przeniesionych do grupy starszej (trzeciej). Z kolei do grupy Jagny, również z zaskoczenia, trafiło pięciu maluszków, które startowały do pierwszej grupy. 
Tak, tak.. to jedna z wielu konsekwencji ostatniej reformy edukacji. Wygląda na to, że w przedszkolu jest grupa pierwsza, druga i dwie grupy trzecie. Domyślam się, że po przeniesieniu sześciolatków do szkół, przedszkole musiało wyrównać braki, dlatego prócz pięciolatków, które wcześniej nie chodziły do przedszkola, a zostały objęte obowiązkiem edukacyjnym, przyjęto więcej trzylatków. Za każde dziecko przedszkole dostaje pieniądze (zwłaszcza, że jest to przedszkole integracyjne a za dziećmi z orzeczeniem o niepełnosprawności idą spore kwoty). Gdyby więc liczba dzieci spadła o 20-30 osób, byłoby to dużym ciosem dla budżetu placówki. Aby wyrównać braki musieli przyjąć więcej trzylatków i stąd zamieszanie w grupach. To tylko moje domysły, nie pytałam o przyczyny tych decyzji. 
Intensywnie myślę o przeniesieniu Jagny w inne, spokojniejsze miejsce. Jedna grupa do 16 osób, przemiła i bardzo ciepła pani, dużo zajęć rozwijających manualnie. Mam wrażenie, że w takim środowisku bardziej by się otworzyła na współpracę/zabawę z innymi dziećmi. Minus jest taki, że mogłaby tam uczęszczać tylko rok. Później albo znów do przedszkola państwowego albo do prywatnego. 

Dziś słyszałam od jednej pani, że na warszawskiej Białołęce, gdzie od kilku lat powstają nowe osiedla i gdzie mieszka wiele rodzin z dziećmi, oznaczenia poszczególnych klas pierwszych sięgają literki "N". Pierwszoklasiści przychodzą rano do świetlicy a zajęcia zaczynają od 14. Czy mi się wydaje, czy w takich warunkach powinno wzrosnąć zapotrzebowanie na nauczycieli uczących mniejsze grupy dzieci w domu? Nie trzeba być psychologiem ani znawcą żeby ocenić, że jest to eksperyment na żywym organizmie, który raczej nie skończy się dobrze.

A może ja za bardzo się rozczulam i chcę trzymać dziecko pod kloszem? Tylko dlaczego matczyna intuicja podpowiada mi, że moje dziecko póki co takiego klosza potrzebuje?